Upały są najgorsze. Kiedy rano, lipcowe rano, wita nas słonecznym blaskiem i niemal bezchmurnym niebem, możemy tylko wyczekiwać upału. Skwaru lejącego się z nieba wprost na nasze rozmowy, picie południowej kawy w pracy, czytanie książki, wyjście do sklepu.
Sobotnie, lipcowe rano przywitało takim skwarem. On czekał na swoją babcię, która lada chwila miała przyjechać. Faktycznie, zapomniałem wspomnieć, bo to było trochę przed południem. Od godziny siedział w domu sam i przeglądał książkę do matury, z historii. Babcia przyszła, odłożył książkę i porozmawiali chwilę.
-Mam ojca idiotę, czy to dobrze? - spytał On. Siedział z delikatnie przekrzywioną głową, skrupulatnie śledząc każdy ruch babci. Obierała ziemniaki i wrzucała je do miski z wodą. Co jakiś czas słyszał cichy plusk, co jakiś czas krople wody skapywały na obrus. Nie przerywała obierania, bo nikt jej nie kazał, On po prostu zadał pytanie. Kiedy ktoś na ulicy spyta nas, która jest godzina, nie przestajemy myśleć o włączonej listwie z prądem w domu. Albo przestajemy, ja nie wiem.
-Jak to, idiotę?
-No, jest idiotą, bo mama się zdenerwowała.
Zawsze, kiedy ktoś się denerwuje, drugi jest idiotą. Przy kłótni, przy kawie, przy wyprawie do sklepu w upalne, lipcowe południa. Zawsze ktoś jest idiotą. Idioci są wśród nas tak, jak socjopaci, jak niepełnosprawni, jak prawnicy, lekarze, aptekarze, jak mrówki i psy i jak lipcowe, upalne popołudnia.
Rozwiedli się parę tygodni później, mama z ojcem, idiotą. Już nie było problemu, bo jego ojciec już nigdy nie był idiotą. Mama już go tak nie nazwała. Przestał być idiotą, idiota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz