niedziela, 8 lutego 2015

O mnie

Westchnięty przez tłumy
"nie będą zoń ludzie
     bo [...]
onemu bzdury w głowie
onemu rymy w głowie"
onemu nic pomoże.

Przez tłumy parsknięty
"ten uliczny tragik
     ten
któremu szydło z worka
wyszło z rozumem siero
ta jedyna pajacyna"

mrugnięty oczyma
"czasu szkoda tracić
     na
westchnięte chucheradło
parsknięty pomyleniec
czasu on nam odbiera"

A ja tylko
chwilę chcę
tylko zgubić
     siebie
     wszystkich

w wierszu.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Tego jeszcze (chyba) nie grali.

Atmosfera na linii Polska-Rosja wrze. Tym razem za sprawą słów Grzegorza Schetyny, który stwierdził na łamach RMF, że pomysł prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby obchody zakończenia II wojny światowej odbyły się na Westerplatte, jest całkiem trafiony.

Rocznica okrągła, bo 70. Sam pomysł moim zdaniem jest dobry. Historyczne,  ważne miejsce,
w którym wojna się rozpoczęła, teraz zostałoby uczczone należycie jako miejsce, w którym świętujemy suwerenność. 

Co na to rosyjski MSZ? Tam skwitowano propozycję Schetyny jako "kolejną, niezdarną próbę ze strony polskiego polityka zakwestionowania wyników II wojny światowej i roli ZSRR jako zwycięzcy w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

Idąc tym śladem, gdybyśmy zorganizowali obchody wybuchu II wś poza Westerplatte byłoby to zakwestionowaniem roli Hitlera i III Rzeszy w wybuch tej wojny? Litości, zacznijcie w tej Rosji myśleć na trzeźwo.

Dla przypomnienia może trochę historii. Wojny nie wygrał sam Związek Radziecki, to raz. Dwa, na reakcję armii czerwonej w Warszawie musieliśmy poczekać, aż powstańcy się w do reszty powykrwawiali, a niemiecka Luftwaffe zniszczyła stolicę niemal doszczętnie. Wtedy zwycięski przemarsz miał charakter co najmniej żałosny, haniebny, ironiczny. Żaden polski polityk nie musi kwestionować ogromu zwycięstwa Armii Czerwonej, bo zrobiła to już historia.

Na przerośnięte ego panów i pań z MSZ (kobiety w Rosji też mają ego) polecam polskie jabłka 
i trochę Fordów. Żart, Fordów Rosjanie szybko produkować nie będą, bo koncern doszedł do wniosku, że nie jest to rentowne (to nie do końca prawda, ale jak embarga nie działają, trzeba uderzyć w przemysł - Amerykanie jakoś sobie odbiją, GM to duża dziewczynka, która umie o siebie zadbać znacznie lepiej, niż Rosja).


wtorek, 27 stycznia 2015

Mam ojca idiotę

   Upały są najgorsze. Kiedy rano, lipcowe rano, wita nas słonecznym blaskiem i niemal bezchmurnym niebem, możemy tylko wyczekiwać upału. Skwaru lejącego się z nieba wprost na nasze rozmowy, picie południowej kawy w pracy, czytanie książki, wyjście do sklepu.
  Sobotnie, lipcowe rano przywitało takim skwarem. On czekał na swoją babcię, która lada chwila miała przyjechać. Faktycznie, zapomniałem wspomnieć, bo to było trochę przed południem. Od godziny siedział w domu sam i przeglądał książkę do matury, z historii. Babcia przyszła, odłożył książkę i porozmawiali chwilę.
-Mam ojca idiotę, czy to dobrze? - spytał On. Siedział z delikatnie przekrzywioną głową, skrupulatnie śledząc każdy ruch babci. Obierała ziemniaki i wrzucała je do miski z wodą. Co jakiś czas słyszał cichy plusk, co jakiś czas krople wody skapywały na obrus. Nie przerywała obierania, bo nikt jej nie kazał, On po prostu zadał pytanie. Kiedy ktoś na ulicy spyta nas, która jest godzina, nie przestajemy myśleć o włączonej listwie z prądem w domu. Albo przestajemy, ja nie wiem.
-Jak to, idiotę?
-No, jest idiotą, bo mama się zdenerwowała.
Zawsze, kiedy ktoś się denerwuje, drugi jest idiotą. Przy kłótni, przy kawie, przy wyprawie do sklepu w upalne, lipcowe południa. Zawsze ktoś jest idiotą. Idioci są wśród nas tak, jak socjopaci, jak niepełnosprawni, jak prawnicy, lekarze, aptekarze, jak mrówki i psy i jak lipcowe, upalne popołudnia.
Rozwiedli się parę tygodni później, mama z ojcem, idiotą. Już nie było problemu, bo jego ojciec już nigdy nie był idiotą. Mama już go tak nie nazwała. Przestał być idiotą, idiota.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Czy

Czyż po trzy
krzyż stoi
na górze wklęsłej?

Czy przy
szło nam krzy
knąć na krzyżmo?

Czy przy
krość wrzy trzy
stu chłopiskom rosłym?

Czy po trzy
krzyż na czas im star
czy?

Potrzaskał trzy krzyże,
trzy szklanki potłukło
czy świsty
czy strzały
czy grzywnę
dostały
czy grzmoty
czy deszcze
czy matki
płakały?

Wycieczka

Szedłem ulicą
z wycieczką,
z wycieczką
szedłem ulicą.

A tu, po prawej
widzicie
jak strzelają się
czarni z żółtymi

mówi przewodnik

A tu, dalej
patrząc wi
dać słoik
z nerką stoi

Po lewo
patrzcie na
dziecko z
bombą w plecaku

Pisk z krzykiem
tłum turystów
strzelają się,
ależ atrakcja!

Warto było
wycieczkę kupić,
taka akcja!

czwartek, 22 stycznia 2015

nauka

dodałem dziś
trzy
do trzech


i wyszło mi
że nie umiem
odnaleźć się w świecie.

Dla was, chamy.

Jestem prekursorem
frajerem
młodym
niskim
chudym
nieobdarzonym
          wieszczem

ludu ułomnego
znakomitego
doświadczonego
wyżynnego
sytego
uwznioślonego
          tym wierszem
          wieszcza nieobdarzonego

Poradnik

Poezja jest o
krótkości

Im głębszy
Im więcej
Im krótszy
         wiersz

tym lepszy.

Wielki Nikkich

Nie jestem od
skromnej poezji

Jestem od skromnych
ludzi

Skromny człowiek
        zasłużył
By wielkim słowem
        go uczcić

Uratowała mnie

Ciekawe
jak się czuje
pokochany kamień.

Czciłem
wczoraj siebie
ratowanego dziś.

Ciekawe
jak się czuje
pokochany kamień.

wtorek, 20 stycznia 2015

Franki, franki, franki!

   Że kopalnie mają źle to już wiemy i zabieranie stanowiska w tej sprawie - jakiegokolwiek stanowiska - wiąże się z bojkotem - jakimkolwiek bojkotem. Ale w międzyczasie wyrósł jak grzyb po deszczu inny problem. Nie wiem, czy media zamiotły sprawę, czy nie, bo przestałem dwa tygodnie temu oglądać telewizję - matury (żart, nie chciało mi się).

   FRANKI! Weź kredyt we frankach, bo super bo i tak dalej i tak dalej. Wyobraźmy sobie taką sytuację - idziemy do babci. - Wnusiu, tu masz 20 zł. Możesz iść do Lidla i kupić coś za max. 20zł, albo iść do pani Basi i wziąć jeszcze słodyczy za 10 zł na zeszyt, a babcia ureguluje. Babcia jednak nie wspomniała, że może jej się menopauza nasilić i każe wnusiowi spłacić nie 30, ale 50 zł. Dokładnie tak samo jest ze Szwajcarami, tylko nie menopauza, ale ból dupy o to, że ich waluta jest znakomita, a kosztuje mniej, niż euro dała się we znaki (z racjonalnego punktu widzenia słuszny ból dupy). Panowie (i panie) podjęli decyzje. 

  1 CHF = 4,27 PLN

   Stan z dnia 20.01.2014. Straszna wiadomość! To oznacza, że wszyscy ci, którzy wzięli pożyczkę we frankach muszą spłacać więcej. To prawda, do niedawna była to bardzo korzystna forma pożyczki, dużo lepsza, niż kredyt w złotówkach. Ale z drugiej strony, czy musimy płacić za czyjeś błędy? Wyobraźmy sobie, że osoba spłacająca przez 15 lat kredyt z okazjonalnymi odsetkami (tzn. bardzo małymi) nagle uświadamia sobie, że przez pozostałe 5 lat musi dołożyć 1/3 kwoty, którą bank naliczył sobie za przeprowadzenie transakcji (tzn. udzielenie kredytu). I wyobraźmy sobie osobę, która przez 15 lat spłacała kredyt w złotówkach, którego odsetki są dość duże, bo nieraz przekraczają 12%. Porównywalnie, tej pierwszej i tak wyjdzie to na korzyść. Nie mówmy, że ci ludzie mają się źle - po prostu podjęli ryzyko, które w tym przypadku im się nie opłaciło. O tyle, o ile złą sytuację niektórych górników można wytłumaczyć kiepskim zarządzaniem, o tyle złą sytuację kredytobiorców można wytłumaczyć jedynie ich chęcią przechytrzenia banków.

P.S. Ucałujcie swoje babcie. One nigdy nie kazałyby wam spłacać kasy na słodycze.

wtorek, 13 stycznia 2015

Trzy dni w cztery strony umierania

  Usiadł na krześle naprzeciwko pracy, bo wziął L4, żeby pozostać w domu. Na zewnątrz świeciło słońce w ten wietrzny, teoretycznie mroźny i zimowy dzień. Świeciło słońce i był piękny dzień, dzieci były w szkole.

  Dokładnie cztery spośród czterech stron miał do napisania. Wszystko po polsku, bo w tym języku pisał. Kazali mu pisać po polsku, bo mieszkał w Polsce. Tu wychowali się jego dziadkowie i pradziadkowie, przeżyli wojnę i brak wojny, a potem gorsze i lepsze czasy. Obok pliku z różnymi dokumentami stał sok pomarańczowy i krople do nosa. Bardzo trapił go katar przed nadchodzącym odczytaniem przemowy. Ach tak, pisał przemowę na piątek.

  Dokładnie cztery strony od wtorku miał do napisania. W piątek miał nadejść trochę stresujący dzień, miał odczytać bohomazy. W piątek prognozowali ładną pogodę i dzieci w szkole, brak wojny i płaczu, krótkie manifestacje wielomilionowych tłumów, współczucie i radość, dość dużo pracy i otwarte piekarnie. Piekarnie zawsze były otwarte, nawet jak strzelali w innym państwie. 

   We wtorek napisał jedną stronę, strasznie zeżarł go leń, który w zasadzie rozkazał mu siedzieć i czekać na kolejny dzień. Miał dość szeroko otwarte oczy, niekiedy drżące ręce i pulsującą górną wargę. Często drapał kłykcie, podnosił łokcie, które tarły o niewygodny obrus, ruszał nogami. Ale przesiedział cały dzień i napisał jedną stronę we wtorek, a potem w środę tak samo. Przypadkiem w czwartek naszedł go spokój i ochota na napisanie reszty, bo zostały mu dwie strony. Miał czas do piątku, w zasadzie w piątek miał skończyć według planu, ale śmierć to nieobliczalna kurwa, więc napisał obie strony w czwartek i jak skończył, umarł. Nie było nikogo, bo wszyscy myśleli, że skończy pisać w piątek, w ten niekiepski dzień z dziećmi w szkole i babami w piekarni. Całe życie był leniem, ale dotrzymywał terminów jak mało kto. Tym razem mu się pojebało, więc umarł sam. Cóż, sam sobie był winien.