środa, 26 listopada 2014

Ogromny ból dupy.

   Korwin pretensje ma o wszystko, to wiemy. Że jest zły, że Prawak, że ru-rurkowce, to też wiemy. Ale w życiu bym nie pomyślał, że ma taki tupet, żeby gadać takie bzdury.

   Uznał, że wyprawa krzyżowa na Syrię byłaby niekiepskim rozwiązaniem. Przypomnę tylko, że haniebne czasy dla chrześcijaństwa, którym towarzyszyły wyprawy krzyżowe, to także okres, w którym torturowano mańkutów, a lokalne znachorki często sztukę medycyny mające lepiej opanowaną, niż ówcześni lekarze, trafiały na stos za czary. Ale pewnie, powróćmy do czasu krucjat. Przypomnę tylko, że krucjaty był kompletnym fiaskiem, ludzie umierali po obu stronach, ale to muzułmanie byli górą. Zachodowi całkowicie powiodło się tylko w jednej z siedmiu (dziewięciu, licząc wyprawy Fryderyka II i EdwardaI) wypraw krzyżowych. Reszta albo powiodła się w pewnym stopniu, albo kończyła się totalną katastrofą.
 
   Co jest lepsze dla człowieka: jeśli papież powróci do rozwiązywania konfliktów zbrojnie, czy spróbuje nawiązać dialog? Panie Korwinie, dialog to nie znaczy kompromis a'la Wy możecie głosić, że jesteście groźni i zniszczycie świat, a nasi katolicy mają spokój, ale porozumienie. Może zrozumienie, o co tym ludziom chodzi, może pokój. Traktaty pokojowe były podpisywane w większości już po wojnie, gdy obie strony był świadome swoich strat, ale jedna niestety bardziej je odczuwała. Może tym razem do porozumienia doprowadzi dialog, a nie utrata krwi?

   Czytywałem Frondę. Czytałem Gościa Niedzielnego. Czytałem wypowiedzi Prawicy, ale prezes KNP tym wpisem zakwalifikował samego siebie do największych idiotów sceny politycznej. To wcale nie pogardliwe określenie, idiotyzm to choroba psychiczna, której krótsza nazwa została zastąpiona przez negatywne znaczenie potoczne. Niestety, ale takie myślenie kwalifikuje Janusza Korwina-Mikkego właśnie w kręgu 6-latków. 6-latków, którzy są zwolennikami krucjat (!!!)

   Jaki jest papież Franciszek każdy wie. Uosobienie spokoju, miłosierdzia i marzenia o światowym pokoju. Człowiek ten chce pokojowo rozwiązać także kwestie związane z wykluczonym kalifatem. Broń Boże nie poparł ekstremistów, tylko chce się z nimi porozumieć. Dlaczego nie, może to właśnie wyjście? Konflikty zbrojne jedynie pomagają wzbogacić się państwom, które wcale wzbogacić się nie muszą, co pokazuje sytuacja Iraku i wszelkich konfliktów temu podobnych. Po raz pierwszy człowiek szczerze chce zażegnania bestialstwa islamistów, ale to źle.

   W tym kraju wszystko jest źle, bo kochamy narzekać. Ale jak już narzekamy, narzekajmy jak robią to dorośli, a nie 6-latkowie.

wtorek, 25 listopada 2014

B'K'

   Polityka jest wszędzie. W szkole od dawna, ale w jej strukturach... Jeszcze nie wszędzie, ale wchodzi. Jak nie drzwiami, to oknem.

   Mój faworyt? Przyciągają hasła, przyciągają przedstawiciele, plakaty, kolory, filmy, muzyka, wszystko to, co widać. Przyciąga nazwa. Przyciąga wszystko, co da się zauważyć.

   Dylemat: czy młodzi uczą się niespełniania obietnic, czy wpychania polityki do każdego aspektu życia? Obydwie opcje są równie odrażające, co ciekawe. To dobra droga, może wkrótce przyjdzie czas na większą edukację gospodarczą? Tym razem coś przydatnego, może podatki, zakładanie lokat, szukanie ofert...?

   Co wybiera MuodyZgred? Ironiczny, prześmiewczy cham wybierze zawsze coś, co ekstrawaganckie i logiczne, spójne, a jednocześnie kontrowersyjne i trudne do zrozumienia. Droga Konopo, Beka może być dobrą drogą. Nikt tego nie wie, nikt nie oceni wystarczająco bezstronnie. Tym bardziej ja, do cholery!

   Ale można się zasugerować. Nie mam pojęcia, które z obietnic polecą do kosza. Bo część poleci na pewno, taka jest kolej rzeczy - jeśli wejdziesz w politykę, musisz działać według jej praw. A te są brutalne, kłamliwe i odstraszające. Wybierz mniejsze zło.

   That's my choice, but fuck me, right?

sobota, 22 listopada 2014

Jestem dojrzałym dzieckiem.


"Gdy nie pozostaje mi nic innego, staram się śnić jak dziecko"
~Ojciec [Viggo Mortensen], The Road

   Dziecku zazdrości Dorosły wiele. Beztroski, ogromu czasu, którego nie pożytkują na polityczne dysputy, tylko używają mniej mądrze na boisku [Tak, Zgred uważa, że czasu się używa, bo czas jest jak narkotyk - potrzebny tym bardziej, im dłużej żyjemy bez niego]. Czego zazdrości Dorosłemu dziecko? Przecież niczego nie rozumie. Niczego nie wie. Nie pojmuje, jak działają systemy, które stworzyli ludzie.

   Zaczynają Dorośli dzień od higieny, posiłku. Potem praca. Praca nużąca, wyczerpująca i trudna, której dziecko nie rozumie. A po pracy chęć, marzenie powrócenia do życia dziecka. 

   Dorosły stworzył rutynę, od której chce uciec. Dlatego dziecko nie może go zrozumieć. Przecież nie myśli logicznie i na niczym się nie zna, toteż nielogicznie wywnioskowało, że po co komuś telewizor, jeśli marzy o książce? Dlaczego kupił telefon, skoro chce z kimś porozmawiać w cztery oczy? Po cholerę stworzył rzeczywistość, od której notorycznie chce uciec, by poczuć się jak dziecko? Mimo wszystko, zaczynam przyjmować tę nielogikę jako element mojego życia. Zaczynam twierdzić, że dziecko mnie nie zrozumie. Dojrzewam.

   Jeśli to stanowi kwintesencję dojrzewania, czy tak naprawdę chcemy dojrzewać? Czy dojrzewanie musi oznaczać ucieczkę od tego, o czym marzymy, co jednocześnie potępiamy i uważamy za dziecinne?  

   Oby każdy znajdował w sobie dziecko. To chyba najlepsze życzenia dla wszystkich Dorosłych.

środa, 19 listopada 2014

Konzentrationslager Tod.

   
 
    Jeszcze przed II wojną światową na historii, już po holokauście i reifikacji w literaturze i poezji. Idealny czas na odwiedzenie dawno opuszczonego, a jednak przepełnionego miejsca -

K.L. Auschwitz-Birkenau

   Zacznijmy od apelu. Niechaj każdy, kto jeszcze tego nie uczynił, odwiedzi to mroczne miejsce. Sformułowanie, że "warto" wydaje się być nie na miejscu, dlatego napiszę - powinno się. Dla uczczenia pamięci tych, którym nie było dane dożyć czasów małych problemów i prostych rozwiązań.

   Milion sto tysięcy. Kraków, Katowice, Chorzów i spora część Bielska-Białej znikają w ciągu pięciu lat. Zostaje po nich sterta ubrań, podpisanych walizek, przydatnych protez, przerobionych i jeszcze niewykorzystanych włosów i popiół. Tony popiołu rozsypane po Ich świecie - hektarach obozowej historii K.L. Auschwitz-Birkenau.

    Mroczne miejsce. Sama brama, wciąż drwiąca ze śmierci tysięcy nie wzbudza takich emocji, jak to, co znaleźć można za murami. To nie obóz koncentracyjny. To maszynka do zabijania Żydów, a przy okazji i reszty świata - niepotrzebnej Übermenschowi.
   Chwytają za serce włosy. Okulary, walizki, zużyte puszki po cyklonie, dokumenty, zdjęcia i obrazy. Chwytają za serce baraki. Chwyta za serce to, co można zobaczyć i to, co dostrzegam w wyobraźni. Na moją zgubę wyobraźnię mam cholernie dobrą, i tak nie potrafię stworzyć sobie wizji, jak można tu wytrzymać. Tydzień, noc, godzinę, śmierć.

   Ktoś powiedział mi, że trzeba potrafić się wzruszyć. Będąc kobietą, będąc mężczyzną (przepraszam za generalizację, tym razem szczerze). Warto, a nawet trzeba. Wchodząc - pogodnie, silnym, stabilnym krokiem, szybko. Wychodząc - w milczeniu. Tak warto, a nawet trzeba. Tak ktoś mi powiedział.

   To wszystko działo się naprawdę. Słowa przewodnika, które najbardziej zapadły mi w pamięć? Dwa cytaty.

"Tu dziennie umierało dwieście osób, nie licząc tych z komór."

"Alianci wiedzieli. Na fotografiach lotniczego wywiadu widoczne były tabuny ludzi prowadzonych na rzeź do gazu. Nikt nie zareagował. Wiedzieli."

To ludzie ludziom zgotowali ten los.
Zofia Nałkowska

wtorek, 18 listopada 2014

Jak traktować satanistów?


   Empik to jednak ma tupet. Zbliżają się pierwsze z dwóch najważniejszych świąt chrześcijańskich, a ci do jego promowania zatrudniają satanistę. Miłego, naprawdę szarmanckiego, cholernie inteligentnego satanistę.

   Święta zawsze kojarzyły mi się z piernikami, Coca-Colą, świątecznymi ramówkami sieciówek i klockami Lego. Czyli z tym, co małe dziecko widziało w telewizji. Aż strach pomyśleć, że dzisiejsze pokolenia kilkuletnich pociech mogą skojarzyć święta z twarzą satanisty! Miłego, szarmanckiego... Niby trochę głupio zrobili, zatrudniając Adama Darskiego do kampanii promującej święta. Otwarcie powiedział, że nie znosi tego święta, woli ciepłe kraje od tradycji, etc. Jednak patrząc z drugiej strony, to zagranie marketingowe. Nawet MuodyZgred o tym napisał. Wszyscy napisali. I o to chodziło, każdy dowiedział się o kampanii marketingowej Empiku. Czy sklep odnotował straty? Bzdura! 

     Marketingowcom Empiku chylę czoła, składam gratulacje, gdyż to był znakomity krok. A sama postać Adama Darskiego - cóż, to prawda, że nie znosi świąt Bożego Narodzenia i w ogóle jakichkolwiek świąt związanych z wiarą chrześcijańską. Ale na miłość boską, to nie powód do odwoływania co drugiego jego koncertu! Nawet, jeśli posuwa się do tak kontrowersyjnych czynów. Podczas, gdy wystawianie spektakli sado-maso mieści się w ramach sztuki nowoczesnej, uwielbianej przez rzesze dzisiejszych koneserów, jego jeden wybryk stał się tematem rozmów i przeklinania. Dla pana Darskiego Biblia to jedynie książka - (ciekawy przypadek, gdyż ja - drąc "Pana Tadeusza" - pewnie nie dostałbym wyroku sądowego) niestety . Ale to nie powód, abym go potępiał. Przeciwnie, jako przykładny katolik powinienem się za niego pomodlić. A zakładam, że przykładnym katolikiem powinien być każdy z nas.

sobota, 15 listopada 2014

Nikim bądź mi


1.
  Psychologiem bądź mi

Co mię do życia przekona gwałtownie

  Głazem bądź mi

Miast cienia, upiory uchowasz dla mnie
   
   Struną bądź mi

Zagrasz moje gołe słowa dumnie

   Marzeniem bądź mi

Uciekaj gdy tylko spojrzę przelotnie
     
Ref.

Kiedyś zrozumiem czytając
że byłem sam sobie
Sam sobie byłem, nic w sobie nie mając
odwracam się plecami w grobie

2.
   Ratunkiem bądź mi

Nie umiem swej twarzy rozpoznać w tłumie

   Taflą bądź mi

Utonę, ratuj, bo pływać nie umiem

   Skrawkiem bądź mi

Uronię rozpacz ukradkiem w zadumie

   Bądź mi,

Bądź albo gwałtownie zwariuję 

poniedziałek, 3 listopada 2014

Jak się do mnie zwracać?

   Trudno określić, kim jestem, bo sam siebie znam dopiero osiemnaście lat i niekiedy się dziwię, że ludzie mnie jeszcze nie zaszlachtowali. Jestem arogancki, wulgarny (bardzo wulgarny), dobrze wychowany, rzadko skromny (pracuję nad tym), w paru dziedzinach uzdolniony, choć nie tak, jak bym sobie tego życzył... To tylko puste określenia. Podporządkowywane każdej osobie, a jeśli nie każdej, to 4/5 z ludzi.

   Jestem przede wszystkim facetem, dopiero potem poetą. Moja dusza artysty niekiedy przegrywa z naturą, czego wcale nie jest mi wstyd. Dobrze niekiedy być dresem i uznać, że widziało się niezłą laskę. I dobrze niekiedy być poetą i napisać, że 

Dzień był piękny, nieśmiały
nie mniej niż ona, nie bardziej.
Miała figurę śnioną
przeze mnie.

I tak można wyrażać uczucia, określić swój nastrój. Złoty środek? Nie istnieje. Gdyby istniał, może znalazłbym dziewczynę. Albo wyprostował zęby, nie wiem.

środa, 29 października 2014

Mam nic.

29 października, środowy wieczór, to znaczy idealny czas na refleksję. Przez co jesteśmy gorsi? Bo nie mamy nic.

   Mówili o bohaterach. O Kolumbach, o pokoleniu wojen, o herosach, o Winkelriedzie, Głowackim, o Poniatowskim, o Jakubie Szeli. Co łączy te postaci? Jedni cierpieli, umierali za ojczyznę - to zrozumiałe, że nie spamięta ich żaden człowiek, ich nazwiska nie wyryją się w pamięci jako indywidua, lecz są "bohaterem zbiorowym" - dosłownie, bohaterem. Winkelried - bo sam zmienił bieg historii, to samo Bartosz Głowacki. Poniatowski - bo nie wiadomo, czy chciał dobrze, a źle wyszło, a może od początku pragnął upadku Rzeczypospolitej, tylko się maskował... Pytam się, co tam robi Szela? Po co mam go pamiętać, skoro był łotrem, chamem i plugawcem, który swoich braci w komitywie z zaborcą skazał na śmierć, skoro wybił szlacheckie rody... Ale go pamiętam, resztę także

   Mówili o tych, którzy wynaleźli. Którzy życie ocalili, albo upodlili siebie i cudze ciało, a może i nawet duszę... Po co pamiętać o tych drugich?

   Mówili o tych, którzy w wypadku stracili życie, albo oddali je za kogoś. Ale też o tych, którzy wypadki te spowodowali. Nie o tych, którzy wcale tego nie chcieli, takie osoby bowiem za wszelką jeszcze cenę trzeba ocalić od linczu. Ale nie tych, którym udowodniono winę celową, winę naumyślną, winę... Po co o nich pamiętać, pytam się?!

  O mnie nic nie powiedzą. Nie stanąłem na czele, nie oddałem strzału w którąkolwiek stronę, ocalić nie ocaliłem, wybawić nie wybawiłem - nawet siebie. Nie znienawidziłem, nie pokochałem na tyle, by mnie zapamiętali. Chcę tylko przeżyć swoje życie. Sam nie będę kowalem swego losu tak, by mnie zapamiętano. Nie mam na swym koncie ani wojny, ani ratunku. Mam nic.

środa, 15 października 2014

Szostakowicz, siedemdziesiąte drugie opus

Nad flecisty zatrutą mogiłą
gości przybyło.
Siedem myśli zgrabnie ujętych
w przeklętych
wykrętach między liniami.
Od prostej, po molu, do krzywej.
A gości przybywa.
Dwanaście koszy pełnych odłamków
uderza go w czoło.
Żerdź biała, otwarcie pruje
powietrze
twórzcie, jeszcze!
Przeklęte urwisko, do ogromnego dołu
wyrzućcie grajdołu!
Od linii, do krzywej.
Od fletu, po skrzypki.
Nie płytki,
lecz serce ujmujący.
Nie po tym, jak skończysz,
marny człowiecze,
pozna cię sztuka.
Lecz po tym, chamie,
jak zaczną dworzanie.

poniedziałek, 29 września 2014

4,5/6


Co Zgred lubi na tym zdjęciu?

1. Jest drewniane krzesło koloru idealnie pasującego do całej kompozycji.
2. Są białe ściany. Uwielbiam ten subtelny kolor, zaraz po ciemnoszarych i całkiem czarnych odcieniach to chyba moja ulubiona barwa dla ścian!
3. Są panele! I to ciemne, rewelacyjny wybór.
4. Na tym stoliku na pewno stoi wielki, błyszczący telewizor Sony, a pod nim Play Station Edycja Pisiont Deluxe ze wszystkimi grami, jakie na nią wyszły (Mario, Simsy, Symulator Kozy etc.)

Czego nie lubi?
1. Ktoś jest zbyt głupi, albo zbyt niski, żeby powiesić obrazy.
2. Gustowny dywan, który bym spalił. Zasłania za dużo paneli.
3. Piękny, zajebiście subtelnie wpleciony w nowoczesną scenerię kożuch...
4. Ten stolik obok kanapy... Moja babcia miała takie stojaki na kwiatki, ale zacząłem się martwić, jak nawet na złomie nie chcieli ich przyjąć, bo wstyd.
5. Pokój nie jest mój

niedziela, 21 września 2014

Niedziela, 22 maja

 Niedziela, 22 maja

   Aye był przyjacielem wszystkich. Osobą, którą uwielbiano za charakter. Niezmienny, bardzo pozytywny, nieco flegmatyczny. Od roku szukał materiałów w Iraku. Historie opisywane przez niego docierały do zachodnich mediów i siały spustoszenie, oczerniając ten kraj, jego ludzi i chorych terrorystów. InterCorp zarabiało duże pieniądze z licencji.
   Irak był opisywany jako kolebka terroryzmu. Jako kraj zamieszkany przez rzezimieszków, bandytów i cywili, którzy walczyli między sobą. Piekło przedstawiane w mediach było jeszcze bardziej przesadzone, niż w opisach Aye'a, choć w oczach InterCorp dziennikarz ten zyskał wiarygodność, bo przecież tworzył dokument, będąc na miejscu. To znaczy, że zapisywał wszystko jota w jotę tak, jak działo się naprawdę. Przecież to bardzo logiczne i dziennikarskie.
   Irak czyli piekło, terrorystyczna mekka, której nikomu i nigdy nie uda się poskromić nie niszcząc kraju, nie zabijając cywili, nie tłukąc propagandowych sloganów. Ostoja bezprawia, symbol upadku człowieczeństwa, opustoszała klatka, w której zamieszkał strach, głód i wyzysk. Organizm, który mimo tysięcy pasożytów nadal żył i funkcjonował. Skutecznie zatarto tam granice kulturowe. Ludność cywilna wypowiadająca się dla telewizji najczęściej była podstawiana z innych krajów. Rdzenni mieszkańcy Iraku nie mieli bowiem pojęcia, co tak naprawdę dzieje się w ich kraju, głównie z powodu wymuszeń, zastraszeń i propagandy miejscowych grup terrorystycznych. A tak naprawdę w ich kraju działo się przecież to, co pokazywano w naszych mediach.

   Codzienność mieszkańców Iraku to częste strzelaniny i obecna wszędzie wokół śmierć. Trupy leżały na ulicach. Rozerwane zwłoki poćwiartowane przez miny, bomby. Jedno ze zdjęć przedstawiało dwupasmową, szeroką ulicę podziurawioną przez wybuchy. Elementy ścian rozrzucone były na niej, tworząc pewnego rodzaju krajobraz. Na betonowych blokach leżały części ludzkich ciał i tornister. Niebieski, nieco brudny od kurzu, pyłu i piasku. Obok niego leżał zwinięty drut i dwa karabiny. Parę metrów dalej szła kobieta ubrana w czarne, odsłaniające jedynie oczy i kawałek nosa szaty, spoglądając wprost w soczewkę obiektywu. Zdjęcie było wyjątkowo ostre, dlatego można było to dostrzec. Jej wzrok był bardzo skupiony, odniosłem wrażenie, jakby otwierała usta, chyba ze zdziwienia. Po co ktokolwiek robił jej zdjęcie? Ja też zdziwiłbym się, gdyby zrobiono mi zdjęcie podczas spaceru po parku. Przecież ona spacerowała po parku.

czwartek, 18 września 2014

Polska > Rosja

Putin: W dwa dni moje wojska mogłyby być w Warszawie.

Stolarczyk: A my w dwa sety odsyłamy Rosjan z powrotem.


   Ciepłe powitanie czeka już na lucky-loosers Putina. Swoją drogą, ciekawe, w jakich warunkach będą wracać. Czy autokarem, czy koleją transsyberyjską prosto do Łagrów. Póki co my możemy się cieszyć pewnym awansem do półfinału Mistrzostw Świata FIVB. Całkiem niezłe zakończenie dnia!

   Z dobrych wiadomości jest jeszcze jedna - USA zapewnia Ukrainę, że pomoże w trudnej sytuacji. Amerykański Rząd chce przeznaczyć na konflikt ukraiński bagatela 53 miliony dolarów. Póki co Ukraińcy mają zapewnienia i obietnice, a to już poziom wyżej od lajków na Facebooku! Tak, jak my w '39. Znakomicie!

   MOŻLIWY SPOJLER: Wielka Brytania bez Szkocji. To duża zmiana. Sama flaga bez szkockich barw wygląda okropnie, niemodnie i skandalicznie. Tytuł królowej będzie długi jak rap MC Silka. Oprócz tego zmieni się głowa państwa, polityka graniczna, jeśli można to tak nazwać oraz sam ustrój, polityka wewnętrzna, może nieco nadweręży ekonomia. Póki co, niepodległościowcy wygrywają 53%, ale statystyki to nie wszystko, chyba, że są z Wiedzy Bezużytecznej. Wtedy są rzetelne


P.S. W wolnej chwili pragnę polecić wszystkim portal www.newsweek.pl, na którym znajduje się cały artykuł o rozmowie Putina z Poroszenką.

Sobota, 21 maja

Sobota, 21 maja

   Nadal będąc całkiem szarym człowiekiem w InterCorp próbowałem nowych pomysłów, doświadczałem kolejnych klęsk i krytyki, a za każdym małym sukcesem czyhało pasmo przekleństw losu, które szybko sprowadzają ludzi na ziemię. Mimo tygodnia, który był iście fatalny, jeśli chodzi o powiększenie mojego dziennikarskiego portfolio w firmie, nikt nie chciał mnie zwalniać. Także ja nie zamierzałem odchodzić, gdyż nie widziałem i nadal nie widzę sensu w uciekaniu od karmiącej ręki. Karmiącej kawiorem i krewetkami w sosie, którego nazwy nie potrafię ani zapisać, ani dobrze wymówić. Drogim sosie, więc na pewno wybornym.
   
   Stałem całkiem blisko jednego z nakrytych białym obrusem stołów. Był nader bogato zastawiony kunsztownym jedzeniem, które kusiło wyglądem i zapachem, a smakiem wręcz uwodziło. Trzymałem w prawej dłoni talerz, na który nałożyłem sobie nieco specjałów. Innych podobnych mnie stało tam wielu, około czterystu osób. Był to bankiet, który organizuje się, kiedy piece do palenia pieniędzy są już zapchane.
   
   Za niecały kwadrans, równo o godzinie 22:00 miał przemawiać szef. Sama impreza przebiegała pod pretekstem przekazania nam ważnej nowiny, która zmieni życie dużej części z nas. Odkąd w InterCorp pracowałem, moim marzeniem było otrzymanie posady dziennikarza-dokumentalisty, który dzięki swej licencji miałby otwarte granice, nieograniczone możliwości i niebotyczną gotówkę. Każdy myśli o pieniądzu, bo pieniądz rządzi światem, a my jesteśmy jego częścią. 

-Moi drodzy zgromadzeni tutaj, na naszym bankiecie! Witam wszystkich, którzy dziennikarstwo stawiają na pierwszym miejscu. 
   Standardowa sieczka, jaką wygłasza się w trakcie przemówienia, swoisty szablon, który każdy słuchacz ma gdzieś. Połowa przyszła tu dla kateringu, ćwiartka z zainteresowaniem słuchała, a w ostatniej grupie byłem ja - czekający na fakty.

-Stało się. Porozumienie z wieloma krajami na wschodzie, południu i na odległych kontynentach. Porozumienie oznacza dla... nas wszystkich szansę, którą wykorzysta niewielu. Igrzyska czas zacząć! Wszystkim powodzenia, teraz bawmy się i korzystajmy! Miłego wieczoru, ludzie!.

   Całkowita ulga. Nirwana. Spokój totalny. Opanowanie tętna, myśli, rozjaśnienie umysłu. Lub inaczej: spełnienie marzeń. Tak myślałem.
  

środa, 17 września 2014

MOTIVATION WANTED DEAD OR ALIVE

PORADA: NIE KORZYSTAJ Z FORÓW, KIEDY SZUKASZ MOTYWACJI!

 Pierwsza kartkówka w czwartek. Co roku jest jakaś pierwsza, taki znak, że trzeba się uczyć.

   "Ucz się ucz, nauka to potęgi klucz". Całkiem fajne zdanie, ale jakoś nie motywuje. Ale każdy wie, że najlepiej motywuje co? Internet!

  Forum1: [Jesteś super. Uwierz w siebie! Spójrz w lustro, jesteś najlepszy!] Super. Czyli stanę przed odbijającą światło, zwalistą konstrukcją ze szkła i czegoś jeszcze i wmówię sobie "jestem dumny z tego, że nie umiem matmy! Jestem szczęściarzem! Pieprzyć motywację!". Jedno z głupszych zdań. Jeśli coś ci nie odpowiada, popraw to!

  Forum2: [Chcesz się pouczyć matmy? Einstein nie miał naukowego tytułu. Tak jak Gates, milion innych osób sukcesu itd.] Super. Czyli najlepiej zostanę w domu, założę własną firmę, żeby zjadł mnie ZUS, podatki i ukochane państwo, ale będę niezależny, będę człowiekiem sukcesu!

  Forum3: [Zamiast matmy poucz się historii. Matma nie jest ci potrzebna.] Super. Gdyby nie była, to nie klepałbym jej od podstawówki.

  Forum4: [Musisz się uczyć, ja też... O, memy!] Super. Ale koleś ma rację. I dzięki niemu się nie pouczę. Forum jest jak kobieta. Fred z "Chłopaki nie płaczą" pewnego razu zaufał kobiecie, dałby sobie za nią rękę uciąć. I by teraz kurwa nie miał ręki.

P.S. Cudzysłów był zbyt mainstreamowy, stąd kwadratowy nawias.

A fora są posortowane w kolejności od najgłupszego do najgorszego, albo wymiennie!

niedziela, 14 września 2014

Czwartek, 24 czerwca

Czwartek, 24 czerwca

   Stałem ciągle w jednym miejscu, oczekując na kolejne samochody. Podjeżdżały w niedużych odstępach czasu, jeden za drugim, aż zebrało się z dwadzieścia. Wystarczyły dwie, może trzy minuty, aby kierowcy i wszyscy pasażerowie zdążyli się ustawić za drzwiami swoich bryk. Aye też tam był. Jeszcze zanim go zauważyłem niemal czułem jego obecność. Nigdy nie pojawiał się zgodnie z rozkazem Unicorp, ale zawsze był, gdzie trzeba. Tak, jak tym razem.
   W powietrzu unosił się kurz, ale było go bardzo niewiele, na pewno mniej niż w budynku, który otoczyli. Stałem w pomieszczeniu, w którym dym na prawdę mocno utrudniał widoczność. Ale widziałem, co się działo na zewnątrz. To dało mi jakiś... spokój. Tak, to dobre słowo. Spokój.

   Czym jest spokój? Żyły pulsują, robi się ciepło, musisz poluzować krawat, rozpiąć guzik , potem kolejny, żeby w końcu poczuć swój własny oddech na dłoniach. Niekiedy bolą mięśnie, drżą uda i włosy stają na baczność, jakby ktoś im kazał. Cholernie ciepło. Nie ma czegoś takiego, jak zimny pot w stresie. Nie, pot zawsze ma sto stopni. Topi powłokę sukinsyna i rzeźbi małe dziecko. Nie ma siły, żeby temu zaradzić. Po prostu nie ma. A spokój? Kiedy potrafisz mrugać, utrzymać oddech i jeszcze coś powiedzieć. Wtedy nauczyłem się, co to spokój.

piątek, 12 września 2014

Głód to niezły zgred.

    Definicja chamstwa? Jest godzina 22:55, Pizzeria otwarta do 23. Pewnie dziewczyna siedząca na call-line zacierała ręce i cieszyła się, że pójdzie spać. A jednak. Zamówiłem pizzę.
    Wielką, soczystą, na cienkim cieście, tuczącą i tłustą, ociekającą serem, taką, po której nie przytyję, bo mam cudowny metabolizm. Taką, której zazdrości mi nawet Magdalena Gessler. Chociaż ona zazdrości każdemu czegokolwiek, co można zjeść. I nie ma cudownego metabolizmu, to chyba widać.

    Czekałem na tą pizzę 9 miesięcy, odkąd założyłem lokatę i cierpiałem, bo mój konsumpcyjny styl życia cierpiał wraz ze mną. Matko, brakowało mi tego. Moje dwieście złotych rozeszło się jak świeże bułeczki na wino, kobiety i koks od łysego. Teraz piszę słowa szybciej, niż MC Silk rapuje.

    Całkiem fajnie, że jest piątek, mogę zaprzeczyć sam sobie i uznać, że lubię siedzieć w domu i czekać. Bo czekam na tłustą pizzę ociekającą serem.

    Co myślę o konsumpcji? Że jest ściśle powiązana z oszczędzaniem. Po co człowiek oszczędza? Żeby wydać. Im szybciej wyda, tym szybciej pieniądze do niego powrócą, Napędzi gospodarkę, wszelkie mechanizmy wolnorynkowości (lewactwa). Im więcej zaoszczędzi, tym więcej wyda, to proste. Uważam, że konsumpcyjny styl życia jest lepszy, niż bycie sknerą. Pieniądze szczęścia nie dają, ale jedzenie tak. A za pieniądze można kupić jedzenie.
    I koks od łysego.

czwartek, 11 września 2014

Muzyka i poezja kontra.

    Jeśli poezja jest najtreściwszą, najpiękniejszą i najwyższych lotów formą wypowiedzi istniejącą na Ziemi, to muzyka musi ją w sobie zawierać. Trudno jest ustosunkować się, która forma jest "lepsza" artystycznie. To tak, jakby wybierać co bardziej prawilne: Kołczan Prawilności, czy Uliczny Rydwan Prawilności.

    Na przestrzeni lat udoskonalano obydwie formy. Nieraz jedna zawierała się w drugiej. Muzyka w poezji to często wykorzystywany motyw pomagający lepiej zobrazować rzeczywistość. Z kolei wierszowany tekst zwrotek utworu może i nie zyska takiego HasztagFejmu, jak proste, ludowe "Ona tańczy dla mnie", ale udoskonali utwór i doda mu esencji zajebistości [ przyp. red. krasa, powab, urokliwość ]

    Nie jestem zwolennikiem opinii, jakoby poezja górowała nad muzyką i odwrotnie. Dowiedziałem się dziś, że dobry wiersz pisze się przez pięć minut, a poprawia miesiącami. Idąc tym tropem, dobry utwór tworzy się miesiącami i nie poprawia w ogóle. Czy jednak jedna cecha miałaby przesądzić, która forma wygra odwieczną batalię?

    Zarówno poezja, jak i muzyka towarzyszyły nam od dawien dawna. Pomagały postrzegać rzeczywistość przez pryzmat uczuć, które jakoby narzucał nam autor, ale także tych, które same pchały się do naszych myśli. Przeplatały się, wspólnie pomagając interpretować rzeczywistość, pomagając tę rzeczywistość przetrwać. Podobnie, jak Mickiewicz zlany potem po bohaterskim odwrocie do Paryża pomagał swoją poezją, stojąc za bezpiecznymi murami Paryża nawoływał Polaków do rewolty, tak muzyka nakazywała walczyć - najlepszym przykładem fleciści, dobosze i orkiestry nieraz liczniejsze od samego wojska, podnoszący morale muzycy grający piękne, patriotyczne melodie.


    Co nastąpiłoby, gdyby
miast słodkich dźwięków skowronczego śpiewu,
wrednego dzwonka i polifonicznej orkiestry
budził nas
Mickiewicz, Kochanowski, Rej trenami?
Równie niechętnie wstawalibyśmy.

wtorek, 9 września 2014

Od najgorszego po smutek

Niebieska głębia odsuwa od cierpień,
lekki powiew schładza martwy lament,
w twardy krochmal wpija strzęp emocji, 
kurdyban, zbydlęciała kronika rzeczywistości,
otwarty, pusty rozdział, który takim pozostanie,
Płowy, nijaki odbiornik skryty za namysłem,
Frapująca estetyka linii, wygładzone krawędzie,
udręczony dosłownością otaczającego świata,
przytłoczony prostotą poezji,
z pustym woluminem, którego strony pierzchną
do bezkresu, toną w nurcie namiętności subiektywnym,
a szklanka, w której pływa naście już much
mówi, że to już kres.

Sztuka rzecz pospolita Polska

    Dzisiaj kompletnie bez sarkazmu i nienawiści. Szczerze.

    Dzisiejsza rozmowa z najlepszym polonistą, jakiego dotychczas spotkałem znowu przyniosła coś nowego. Przede wszystkim kolejne poglądy dotyczące poezji, które przyjąłem jako swoje. Przekazawszy w jego ręce swój skromny wiersz biały dodałem, że chciałbym poznać jego interpretację, a potem porównać ją z autorską. Tymczasem on odrzekł spokojnym głosem, że jest przeciwnikiem takich działań. Każda interpretacja bowiem ogranicza poezję, zamyka ją w ramach, których poszerzyć się wówczas nie da. Tak więc niechaj każdy z nas interpretuje na swój sposób i nie śmie zamknąć się w wytyczonych marginesach.

   Niechaj więc sztuka pojmowana na wiele sposobów pozostanie tą samą sztuką. Tą, która zachwyca, wzbudza uczucia kojarzące się z letnim ciepłem, skłania do refleksji i chwyta za serce. Niechaj będzie tą samą, atoli indywidualną.

    Niechaj nikt nie wstydzi się poglądów, niech nie obawia się narażenia samego siebie na cierpienia i wyśmianie przy wtórowaniu "zbyt mało inteligentny jesteś, żeby mieć jakiś pogląd". Niechaj pokaże im ten artykuł, może kilka marnych wersów przestawi im we właściwy sposób martwe komórki z żywymi w ich inteligentnym mózgu. Miało być bez sarkazmu i ironii. Przepraszam

    

poniedziałek, 8 września 2014

Chyba dobrze teraz żyć

    Czytając "Sklepy Cynamonowe" Bruno Schulza myślałem, że skonam w konwulsjach. I do teraz nie wiem, czy z zachwytu, czy obrzydzenia. Sam zbiór opowiadań skłania do refleksji mimo, że powierzchownie wywnioskować można, iż to sztuka bardzo niskich lotów. Wręcz przeciwnie, prosty opis każe nam naprawdę dogłębnie analizować każdy czytany fragment, najpierw indywidualnie, dostosowując nasze postrzeganie do zamysłu autora, a potem zlepiając ostrożnie wszystek myśli w całość. Jak to ujął pewien zdolny, młody wieszcz - opisy są niesamowite, bo pełne wszystkiego. 
W takim kontekście bardzo trudno o dogłębną i rzeczową analizę i interpretację, ale podobno się da, inaczej zbiór owych opowiadań nie widniałby w podstawie programowej naszej ukochanej matury. Między innymi za to kocham Polskę - mamy zdolnych pisarzy zaskakujących mnie na każdym etapie marnego żywota.
   Dosyć słodzenia. W każdym wpisie musi być trochę brudu i błota. Oniryzm nie przypadł mi do gustu. To tak, jakby w celach w Guantanamo wieszać pocztówki z wakacji na Kostaryce. Jednym się spodoba, a inni zjedzą kolorowe kartki na czczo. Nie twierdzę, że chcę poezję oniryczną zjeść i wypluć bardziej romantyczne, piękniejsze wiersze. To kwestia gustu.
   Z drugiej jednak strony rozumiem problematykę epoki. Człowiek jest zmienny i to zrozumiałe, że w pewnym momencie potrzebuje odskoczni od panującej niepodzielnie problematyki utworów. Tak, jak starożytny koncept teatru bywa zapominany na rzecz nowoczesnej sztuki wystawianej przez najznamienitsze osobistości, często nierozumianej przez 90% społeczeństwa, tak i Realiści postanowili zawiązać komitywę sprzeczną z dotychczasowym surrealizmem i jemu podobnymi. To dobre posunięcie. Dzięki niemu możemy teraz tworzyć według własnego, nieograniczonego konceptu, narażając się na konstruktywną jedynie krytykę.

niedziela, 7 września 2014

Jak się nie zmęczyć w weekend?

    Jest weekend, chyba z 20 osób już o tym na Facebooku napisało, po czym wypowiedziało się w jakimś komentarzu, że denerwuje ich takie informowanie o dacie. What the fuck, world?!

    Ale mniejsza, nie o tym. Dla wielu osób weekend to prawdopodobnie jedyna data, kiedy można rozejrzeć się za dorywczą pracą. Sam niekiedy takich ofert poszukuję, stąd wielki szacunek do owych towarzyszów. Choć z drugiej strony to trochę przykre, że jedyny wolny czas w tygodniu poświęcamy na... pracę. I więcej pracy. Na studiach, nieraz już w liceum... Od posadki hostessy, po rozdawanie ulotek, jakiś etacik korpo-dziwki (wcale tego nie neguję, korpo-dziwki są super i zarabiają stosunkowo sporo, jeśli potrafią się ustawić!). To wszystko naprawdę przykre.

    Zarabiamy w sobotę, żeby wydać w niedzielę. To jest sposób, jak zarobić żeby się nie narobić. Dopiero kiedy dochodzi czynsz, media i takie tam, pojawiają się schodki. Dobrze mają ci, którzy ukończyli Wyższą Szkołę Robienia Hałasu, bo balują za hajs matki z dyplomem w ręku i papieroskiem w drugiej.

    I dobrze, że wydajemy. Lepiej wydawać swoje, niż latać po kieszonkowe do biednych rodziców. Jeśli moje dziecko w przyszłości stwierdzi, że woli iść ja kilka godzin do nieco nudnej, ale niewymagającej zaangażowania mięśni pracy tylko po to, żeby zarobić na swoje zachcianki, osobiście mu taką pracę znajdę. Mamo, Tato, dziękuję Wam za wszystkie lata kupowania pieluch, tych pysznych deserów Gerbera (matko, dalej to uwielbiam), książek, zeszytów, plecaków, butów i ubrań - bo za piwo i narkotyki płacę ze swoich! Możecie być dumni!

czwartek, 4 września 2014

Dobrze, że nie jestem dresem.

Czwarty września przyniósł ze sobą wiele pomysłów, między innymi na tego Bloga. Bardzo dobry znajomy uznał, że warto go założyć, skoro mam takie ambicje. 
Ambicje, żeby pisać niekoniecznie przychylne opinie; etycznie niepoprawne, nieraz chamskie ale intrygujące felietony, lecz w końcu swoje.

Na przykład o tym, co nieraz mnie irytuje. Ciekawe zjawisko, bo mieszkając na swoim osiedlu (dzielnicy bankowej Katowic) raczej nie powinienem się uskarżać na towarzystwo Rycerzy Ortalionu, ale dzisiaj stojąc w tramwaju po raz milionowy stwierdziłem to samo - cieszę się, że nie jestem dresiarzem. 
Cieszę się, że lubię koszule i marynarki, że wolę styl od #SWAGu, że biały dres ubieram na trening, a nie do kościoła. 
Jadąc tym tramwajem (linia 20, w kierunku dzielnicy bankowej) stało obok mnie dwóch dresów i młoda, całkiem urodziwa "dupa", jak ją panowie nazwali. Ledwo wysiadła na którymś przystanku, jeden z nich nie wytrzymał i całkiem donośnie rzucił filozoficzną refleksję "Ale dupa, kurwa". Akurat jechałem w koszuli i marynarce i pomyślałem sobie, co by było, gdybym ja tak krzyknął. Pewnie nic, ale widzieliście kiedykolwiek, żeby facet w garniturze walnął na pół tramwaju, że jakaś dupa-kurwa jest zajebista? Albo dupa, kurwa, jest zajebista? Ja też nie. Ludzie w marynarkach są na tyle wychowani, że przeklinają tylko na uczelniach i w miejscu pracy, a nie w komunikacji miejskiej.
A czemu nie SWAG? Bo nie. Ale mam wielu znajomych z tej grupy etnicznej, całkiem inteligentni ludzie. Więc nie mam powodu, żeby ich krytykować. Chyba, że jakichś wyjątkowo niedorozwiniętych przedstawicieli.